— Gdybym był duży, dorosły i gdybym był na miejscu dziadunia, pozwoliłbym temu Hugonowi odłożyć zapłatę na kilka miesięcy i... i jeszcze dałbym mu pieniędzy na wino i na to wszystko, czego on potrzebuje dla chorej żony i dzieci. Ale... cóż ja mogę zrobić? ja jestem jeszcze mały... — umilkł na chwilę, potem dokończył ciszej, prawie nieśmiało — dziadunio taki bogaty i w jednej chwili może to wszystko zrobić.
— Ho ho! patrzcie go, tak zaraz, w jednej chwili! — mówił to jednak bez gniewu, nawet z widocznem zadowoleniem.
— Alboż dziadunio nie ma prawa rozkazać temu panu Newickowi? nie wiem, kto to jest taki.
— To mój rządca, on pobiera opłaty od dzierżawców, to jego obowiązek.
— Ale żeby dziadunio napisał do niego, to musiałby dać pokój temu biednemu Hugonowi. Ja zaraz przyniosę papier i atrament, nieprawdaż, że napisze dziadunio?
Hrabia milczał przez chwilę.
— A ty umiesz pisać? — zapytał wreszcie.
— Umiem — odpowiedział chłopczyk, ale jeszcze nie bardzo dobrze.
— To nic; zabierz ztąd to pudełko, przynieś papier, atrament i pióro.
Pan Mordaunt słuchał tej rozmowy ze wzra-
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.