Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

niedbając o to, co świat o nim mówi i sądzi, byle tylko mógł sobie dogodzić we wszystkiem, a życzliwość ludzka niepotrzebna mu była do tego. Pierwszy raz w życiu doznał przykrego uczucia, bo zrozumiał, że nie zasługiwał na uwielbienie wnuka, nie zasługiwał na to, aby ten dziedzic i następca szedł rzeczywiście w jego ślady, i za przykładem jego postępował.
Widząc go milczącym i nachmurzonym, Cedryk sądził, że cierpi więcej na nogę; przestał więc gawędzić, aby dziadka nie znudzić i także w milczeniu przypatrywał się malowniczej okolicy. Powóz przebył bramę parku, potoczył się pośród zielonej łąki i zatrzymał przed sztachetkami, otaczającemi willę. Lokaj zaledwie drzwiczki otworzył, Cedryk jednym susem wyskoczył z powozu. Hrabia ocknął się z głębokiego zamyślenia.
— Co to? — zapytał i zadrżał lekko — czy to już willa?
— Tak — odpowiedział Cedryk i podał mu laskę — drugą ręką niech dziadunio oprze się na mnie.
— Ależ ja nie myślę wysiadać — odburknął hrabia.
— Jakto? nie wejdzie dziadunio do Kochańci — zapytał chłopczyk zdziwiony.
— Kochańcia twoja wybaczy — rzekł starzec sucho — idź jej powiedz, że nawet kucyka wła-