szłemu dziedzicowi — mówił hrabia z lekkim odcieniem szyderstwa.
— Za pozwoleniem waszej Dostojności — odezwał się człowiek ów wzruszonym głosem — chciałbym podziękować młodemu mojemu dobroczyńcy. Lord Fautleroy był tak dobry, że się wstawił za mną.
Poczciwy dzierżawca nie wyobrażał sobie zapewne, że tym dobroczyńcą, którego on wraz z rodziną błogosławił, był taki mały chłopczyna; dziwne go rozrzewnienie ogarnęło, gdy napotkał to wejrzenie dziecinne, taką prostotą tchnące. Mały lord przypominał mu własne jego dzieci, widocznie ani się domyślał swej wielkości i znaczenia w świecie.
— Nieskończenie wdzięczny jestem waszej Dostojności, dziękuję najpokorniej... — mówił dzierżawca.
— O, niema za co, ja przecież tylko list napisałem — odparł Cedryk — dziadunio go podyktował, on taki dobry. Jakże się ma żona pańska?
Hugon nie słyszał nigdy w życiu, aby kto hrabiego nazwał dobrym, zmieszał się w pierwszej chwili.
— Żona moja znacznie jest zdrowsza — rzekł wreszcie — odkiedy się uspokoiła, zaczęła przychodzić do zdrowia. Zgnębiona była temi okro-
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.