Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

wie i wytłómaczyć umie rzecz każdą. Podarował mi konika, a mamie śliczną karetkę. Mam trzy pokoje pełne przepysznych książek i zabawek. Zamek jest ogromny, możnaby w nim zabłądzić. Wilkins mi mówił, (Wilkins, to mój masztalerz) że tu są więzienia w starych lochach. Park także piękny bardzo. Drzewa stare, ogromne, pełno po gąszczach danieli, jeleni, królików i rozmaitych zwierząt. Dziadunio jest niezmiernie bogaty, lecz nie wbija go to w pychę, chociaż pan sobie wyobrażałeś, że każdy hrabia musi być dumny, nadęty i nieprzystępny. Lubię bardzo jeździć z dziaduniem po okolicznych wioskach; ludzie tu tacy grzeczni, wszyscy się kłaniają, kobiety mówią: „niech Bóg błogosławi,“ a to tak przyjemnie, jak gdyby się było ciągle pośród dobrych znajomych i przyjaciół. Umiem j konno jeździć; z początku trzęsło mnie okropnie, ale się przyzwyczaiłem. Jest tu jeden biedny dzierżawca, nie miał czem opłacić dzierżawy, lecz dziadunio go od opłaty uwolnił, a pani Millon, gospodyni, sama mu odnosi mięso i wino dla chorej żony i dzieci. Radbym z panem się zobaczyć i obszerniej pogawędzić. Żal mi także bardzo, że Kochańcia nie mieszka razem z nami na zamku, ale cóż robić, kiedy to być nie może. Niech pan mi odpisze jaknajprędzej,

serdeczny przyjaciel
Cedryk Fautleroy.“