Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.
„PS. Więzienia, o których wspominałem, są próżne, dziadunio nie zamykał w nich nigdy nikogo, niech się pan nie boi. On taki dobry, wszyscy go tak kochają.“

— Zawsze ci tęskno za matką? — spytał hrabia po odczytaniu tego listu.
— O, tęskno — odpowiedział chłopczyk — ciągle o niej myślę — tu przysunął się do hrabiego i kładąc poufale rączkę na jego kolanie, zapytał niespodzianie — a dziadunio nie myśli czasem o Kochańci?
— Nie znam jej wcale — odburknął starzec sucho.
— Ja to wiem — mówił mały lord — i to mnie właśnie dziwi. Ona mi kazała przyrzec, że nie będę dziaduniowi pytań zadawał... więc już nic nie powiem, ale... myśleć o tem muszę i przykrość mi to sprawia. Nie chcę złamać słowa, nie pytam o nic, mateczka powiada, że inaczej być nie może. Co wieczór, nim się spać położę, staję przy oknie i patrzę: tam za drzewami, daleko, błyszczy światełko. To ona je zapala i stawia w tem miejscu, żebym mógł zobaczyć przed zaśnięciem, że ona pamięta o mnie, a choć to tak daleko, wiem nawet, co ona tam mówi, jakgdybym słyszał.
— Cóż ona mówi? — spytał hrabia.
— Mówi: śpij spokojnie, mój synku drogi,