— Tak lubię konno jeździć, a przykro mi dziadunia samego zostawiać w tym ogromnym, pustym zamku. Jaka szkoda, że dziadunio nie jeździ ze mną!
I wnet zawrzało na zamku i w stajniach, z ust do ust pośród zdumionej służby przebiegał rozkaz hrabiego, od lat kilku niesłyszany:
— Niech osiodłają Selima!
Odtąd codziennie prawie siodłano Selima i ludność okoliczna przywykła widzieć sędziwego pana na siwym, ogromnym rumaku, obok skarogniadego kucyka, na którym mały lord paradował. Podczas tych przejażdżek po polach i łąkach zielonych dwaj jeźdźcy mieli dość czasu na poufną rozmowę. Hrabia dowiedział się wielu szczegółów zajmujących o Kochańci, o jej upodobaniach i sposobie życia. Cedryk szczebiotał nieustannie, hrabia zazwyczaj milczał, słuchając pilnie i wpatrując się w ożywioną twarzyczkę wnuka. Czasem go zachęcał, aby sprobował galopa; chłopczyk puszczał się żwawo, odważnie, siedząc prosto na siodle, jak struna, a hrabia spoglądał za nim rozpromienionym wzrokiem, na twarzy jego malowała się radość i duma. Mały jeździec powracał, unosząc w górę kapelusik z piórem, wydając okrzyki tryumfu, obaj wówczas, i dziadek i wnuk, serdecznie z siebie byli zadowoleni.
Hrabia, jak wspomnieliśmy przed chwilą, chę-
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.