W tydzień po tej przejażdżce Cedryk pewnego wieczora, po powrocie od matki, wszedł do biblioteki z niezwykłą jakąś powagą, milczący i zasępiony. Usiadł na krześle o wysokich poręczach, tem samem, na którem siedział owego wieczora, gdy po raz pierwszy tu wchodził, i wlepił oczy w popiół wygasły na kominie. Zauważył hrabia to szczególne usposobienie wnuka, lecz nie zadawał mu żadnych pytań, czekał, aż sam się odezwie.
— Czy ten pan Newick wie o wszystkiem, co się dzieje w dobrach dziadunia? — przerwał wreszcie milczenie mały lord.
— Powinien przynajmniej wiedzieć — odrzekł hrabia — czy masz mu co do zarzucenia?
Rzecz dziwna: starzec ten, który nigdy nikomu nie pozwalał mieszać się do spraw swoich majątkowych, nietylko się nie gniewał, lecz rad był widocznie, ile razy wnuk sobie na to
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.
XXII.