dział, co się tam dzieje, ale ja powiem wszystko i dziadunio zrobi tak samo, jak wtenczas z Hugonem.
Hrabia miał oczy spuszczone, patrzał na małą rączkę, opartą na jego kolanie. Newick nie zapomniał mu powiedzieć o strasznem spustoszeniu tej dzielnicy wioski, zwanej „Zaułkiem.“ Przedstawiał mu, że domy gwałtownie potrzebują być z gruntu przebudowane, bo woda przecieka przez dachy, ściany wilgotne grożą zawaleniem, a mieszkańcy doprowadzeni są do ostatecznej nędzy i nigdy prawie z chorób nie wychodzą. Rektor Mordaunt nieraz także przemawiał w imieniu tych nieszczęśliwych, obraz ich okropnego położenia kreślił w barwach jaskrawych, nie zdołał jednak wzruszyć kamiennego serca magnata. Hrabia na wszystkie przedstawienia odpowiadał, że jeżeli komu niewygodnie, to się wynosić może; ale biedacy nie mieli gdzie się wynieść, chyba na cmentarz. Jednakże w tej chwili, patrząc na rączkę wnuka, wyobrażając sobie rzewny i żałosny wyraz twarzyczki, która się nad nim pochylała w niespokojnem oczekiwaniu, hrabia uczuł się prawie zawstydzonym. Ów „Zaułek“ po raz pierwszy zaciężył mu na sumieniu w obec tego dziecka.
— Czegóż ty chcesz odemnie? — spytał wreszcie — żebym nowe domy budował?
— Tak, dziaduniu, koniecznie, inaczej być
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.