dogadzał we wszystkiem; o gdybyż ztąd mogło wyniknąć coś dobrego i dla innych!
— Sprobuję — rzekła raz do rektora — hrabia nie odmawia mu niczego, a Cedryk jest roztropny, można się na niego spuścić, potrafi przemówić w sposób właściwy. Moim obowiązkiem jest wpłynąć na dziecko, aby władzy swej nad dziadkiem użyło na dobre.
Nie myliła się, ufając roztropności Cedryka; nie dawała mu żadnych wskazówek, nie uczyła, jak ma mówić z dziadkiem, opowiedziała tylko ze szczegółami, co się działo w Zaułku, jak bolesnego doznała wrażenia, zresztą spuściła się na niego zupełnie. Zawsze z nim tak postępowała od najwcześniejszego dzieciństwa, szczerze, otwarcie, bez żadnych podstępów i wykrętów, a tym sposobem zaszczepiła w nim tę czystość myśli, tę prawość charakteru, cechujące każde słowo, każdy czyn dziecka.
Rektor nie był tak pewny powodzenia, jak matka Cedryka, a jednak, ku wielkiemu jego podziwieniu, wszystko się tak złożyło, jak ona sobie postanowiła, Hrabia uległ prośbom wnuka i żądanie jego spełnił. Całą tajemnicą tego osobliwszego wpływu była wiara dziecka, które w dziadku widziało człowieka sprawiedliwego, ludzkiego, szlachetnego. Hrabia nie życzył sobie, aby wnuk odkrył prawdę, aby się dowiedział, że ten, którego uwielbiał, nie zasługiwał
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.