na to wcale. To uwielbienie, to przywiązanie niewinnej istoty było dla niego nowością zanadto przyjemną, aby się miał na jej utratę narażać. Chłopczyk widział w nim dobroczyńcę ludzkości, uosobienie cnoty, wspaniałomyślności, miałże mu na to wręcz odpowiedzieć:
— Jestem stary samolub, nie obchodzi mnie wcale nędza mieszkańców Zaułka i im podobnych obszarpańców.
Przeciwnie, zaczynał myśleć, że choćby dlatego tylko, aby wnukowi przyjemność sprawić, miło mu będzie kiedyniekiedy spełnić jakiś dobry uczynek. Miał przecież na zbytki, więc i na taki zbytek mógł sobie dla zmiany pozwolić. I śmiejąc się sam z siebie w duszy, przywołał rządcę Newicka i dał mu polecenie, aby nędzne domki w Zaułku były zwalone, a na ich miejsce rozpoczęto budowę nowych, porządnych mieszkań.
— Lord Fautleroy życzy sobie tego — rzekł na zakończenie — znaczny to jest nakład, ale on utrzymuje, że przebudowanie tych domów podniesie wartość posiadłości. Możesz pan powiedzieć dzierżawcom, że to jego pomysł.
I spojrzał na małego lorda, leżącego na kobiercu przed kominkiem obok Dugala. Nie wyglądał on wcale na to, aby obliczać miał w jasno-włosej swej głowinie koszta nakładów i po-
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.