cie — mówił jeden do drugiego — bo to rozumne, śmiałe, a dumy w niem ani śladu.
Powróciwszy wieczorem do domu, każdy opowiadał żonie i dzieciom o małym lordzie, kobiety powtarzały znajomym to, co usłyszały, i tym sposobem Cedryk stał się przedmiotem rozmów wszystkich mieszkańców okolicznych; powtarzano o nim mnóstwo anegdotek mniej lub więcej prawdziwych, a na to jedno zgadzano się powszechnie, że stary hrabia natrafił w końcu na kogoś, co potrafił wzruszyć niedostępne, nieczułe jego serce.
Nikt jednak nie wyobrażał sobie, aby to serce tak dalece dało się opanować nowemu uczuciu. Starzec z dniem każdym przywiązywał się więcej do jedynej istoty, która mu zaufała, kochał wnuka gorąco i nie ukrywał się z tem, ani przed sobą, ani przed innymi. Pragnął teraz żyć dłużej, doczekać chwili, gdy Cedryk urośnie na pięknego, dorodnego młodzieńca, zachowując te przymioty, które mu jednały wszystkie serca. Nieraz wieczorem, gdy spoglądał na chłopczyka, leżącego zwyczajem swoim na miękkim kobiercu przed kominkiem i pogrążonego w czytaniu grubej jakiejś księgi, blada twarz starca ożywiała się rumieńcem, w oczach jego zapalały się dziwne blaski:
— To dziecko mogłoby świat podbić — mówił sobie w duszy.
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.