Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widujesz ją codziennie — rzekł — czy to nie dosyć?
— Dawniej widywałem ją ciągle przy sobie. Wieczorem ściskała mnie na dobranoc, gdym już leżał w łóżku, z rana toż samo, jak tylko oczy otworzyłem. Mogliśmy mówić z sobą, kiedy się nam podobało, nie czekając pewnej godziny.
Oczy dziadka i wnuka spotkały się z sobą, obaj milczeli przez chwilę, hrabia wreszcie przemówił, marszcząc posępniej jeszcze brwi siwe.
— Nigdyż nie zapomnisz o matce?
— Nigdy! — zawołał chłopczyk — tak jak i ona nie zapomni o mnie. Jabym teraz i o dziaduniu nigdy nie zapomniał, a gdybyśmy się rozstać musieli, tobym bardzo tęsknił.
— Na honor! — wykrzyknął hrabia, rozpogodzonym wzrokiem patrząc na niego — ja ci wierzę, chłopcze.
Dziwna ta zazdrość coraz więcej dręczyła hrabiego. Kochał wnuka i chciałby był serce jego wyłącznie posiadać, a miłość dziecka do matki draźniła go i gniewała. Tu jednak, czuł to i rozumiał doskonale, władza jego ustawała zupełnie, tej duszy niewinnej, serca nieskażonego, nic nie mogło skusić ani odmienić.
Wkrótce jednak miały nastąpić nowe i ważne wypadki, które wpłynęły potężnie na zmia-