rnie. Nie przyszło jednak do tego; hrabia wyłajał syna za to, że bez pozwolenia jego był u ciotki i zabronił powtórzenia odwiedzin. Ale lady Lorridale nie zapomniała nigdy o tym miłym, serdecznym chłopcu, a chociaż nie pochwalała małżeństwa jego z Amerykanką, bo była także pewna, że się ożenił z kobietą bez wychowania, wpadła jednak w gniew okropny na brata, gdy ten wyrzekł się syna i zabronił mu wracać do rodzinnego domu i do ojczyzny. Potem znów doszła do niej wieść o śmierci kapitana Errola, a następnie dwóch starszych jego braci. Nakoniec dowiedziała się o przybyciu z Ameryki małego chłopczyka, na którego spadał teraz tytuł lorda Fautleroya.
— Jeżeli poto brat mój sprowadził to dziecko — mówiła do męża — aby je tak źle wychować, jak swoje własne, to mu niewielką łaskę zrobi. Chyba, że ma rozsądną i energiczną matkę, a ta czuwać nad nim będzie.
Lecz gdy jej powiedziano, że hrabia rozłączył małego Cedryka z matką, nie miała słów na wyrażenie oburzenia swego.
— A, tego już zanadto! — zawołała — żeby dziecko w tym wieku wydrzeć matce i zamknąć z człowiekiem takim, jak mój braciszek! Będzie się pastwił nad chłopcem, albo go popsuje nierozsądkiem. W każdym razie z tego wychowania muszą wyniknąć skutki najsmutniejsze.
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.