Mam ochotę napisać do brata, gdybym wiedziała, że to się na co przyda...
— Na nic się nie przyda, moja droga — odparł małżonek jej, sir Harry Lorridale.
— To pewna; zanadto dobrze znam hrabiego, dostojnego mego brata, ażebym nie rozumiała, że niema żadnej rady. Ale to jest oburzające.
I w innych zamkach sąsiednich słyszano o małym lordzie. Wieści o tem, co się działo w posiadłościach starego hrabiego od czasu przybycia jego wnuka z Ameryki, przeszły prędko z pod nizkich strzech dzierżawców do mieszkań magnatów okolicznych. Opowiadano wszędzie o piękności chłopczyka, o sercu jego poczciwem i wielkim wpływie, jaki wywierał na dziadka. Rozmawiano o nim w pańskich salonach, tak samo jak i w ubogich domkach. Panie ubolewały nad młodą matką, którą rozłączono z jedynem dzieckiem, a panowie, znający dobrze nieludzkie postępowanie hrabiego z ubogą ludnością, mieszkającą w jego dobrach, pokładali się od śmiechu, gdy opowiadano o uwielbieniu małego lorda dla cnót i dobroci dziadka. Sir William, jeden z bogatych właścicieli okolicznych, spotkał raz sędziwego hrabiego, jadącego konno w towarzystwie wnuka. Zatrzymał się i powitał sąsiada, winszując mu polepszenia zdrowia: podagry nie znać było na nim wcale.
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.