— Pysznie wyglądał, a z jaką dumą przedstawiał mi wnuka — mówił sir William, opowiadając o tem spotkaniu — i niedziw, bo nie widziałem w życiu urodziwszego chłopca. Siedział na koniku prosto, jak struna, a tak śmiało, jak stary jeździec.
Lady Lorridale słuchała tego wszystkiego z ciekawością coraz to większą. Dowiedziała się także o sprawie Hugona, o kulawym chłopcu, wreszcie o przebudowaniu domów w Zaułku i o wielu innych szczegółach z życia małego lorda i gwałtowną miała ochotę zobaczyć dziecko, o którem takie cuda opowiadano. Właśnie gdy łamała głowę nad tem, jakimby sposobem mogła to pragnienie zaspokoić, ku wielkiemu podziwieniu swojemu, otrzymała od dostojnego brata list bardzo uprzejmy z zaproszeniem, aby zechciała przybyć do niego wraz z mężem na dni kilka.
— A to rzecz niesłychana! — zawołała — powiadają, że to dziecię cudów dokazuje, zaczynam i ja w to wierzyć. Mój brat, jak ludzie utrzymują, rozkochał się w tym wnuku, cieszy się nim i pyszni, zapewne chce się i przed nami pochwalić swoim ulubieńcem.
Przyjęła tedy zaproszenie i pojechała z mężem do Dorincourt. Przybyli do zamku przed wieczorem, służba poprowadziła ich natychmiast do przeznaczonych dla nich pokojów gościnnych.
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.