minane wśród grona tak znakomitych angielskich magnatów. Opowiadając o pożegnaniu swem z Dikiem na okręcie, Cedryk wyjął z kieszeni chusteczkę jedwabną czerwoną i pokazał miss Wiwianie.
— Włożyłem ją dziś do kieszeni — powiedział — bo to jest dzień taki uroczysty. Dik cieszyłby się pewnie, gdyby wiedział, że na proszonym wielkim obiedzie miałem przy sobie jego upominek.
Czerwona ta chusteczka nie wyglądała wykwintnie, lecz Cedryk w taki sposób opowiadał jej dzieje i znaczenie tej pamiątki przedstawiał, że nikt nie miał ochoty szydzić, każdy słuchał z zajęciem i współczuciem. Chociaż mały lord gawędził z ożywieniem, gdy go do tego zachęcano, nigdy, jak słusznie mówił stary hrabia, nikomu się nie naprzykrzał. Przechodził z miejsca na miejsce, przysłuchiwał się rozmowie starszych, nie mieszał się do niej, póki go kto wyraźnie nie zagadnął. Nieraz też uśmiech przelotny ukazywał się na twarzach starszych panów, znających z dawna hrabiego, gdy chłopczyk do niego się przysuwał z poufałością dziecka kochającego i kochanego, opierał się na poręczy jego fotela, a nawet rączkę kładł mu na ramieniu lub na kolanie. Hrabia te uśmiechy spostrzegał, i sam się także uśmiechał. Miło mu było, że przychylne uczucia wnuka dla niego,
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.