dno mu było jednak bardzo przezwyciężyć senność, oczy mu się kleiły mimowoli, główka opadała raz po raz na poduszkę kanapy, na której siedział obok miss Wiwiany. Nadaremnie probował walczyć z sobą, uległ wreszcie, przymknął powieki, przytulił się do poduszki, uczuł jeszcze nawpół przez sen, jak ktoś złożył pocałunek na jego czołku, usłyszał głos miły, mówiący:
— Mały lord Fautleroy usypia, dobranoc, mylordzie, śpij spokojnie.
Probował odpowiedzieć:
— Dobranoc pani... bardzo się cieszę... pani taka dobra i taka...
Potem już nie pamiętał, co się działo w salonie, wszystko mu znikło z oczu, usnął głęboko i przebudził się dopiero następnego rana. Tymczasem gwar wesoły trwał jeszcze dosyć długo na zamku, aż w końcu goście rozjechali się jedni po drugich.