cie i przykro mi nieskończenie, że muszę być ich zwiastunem.
Hrabia przewidywał już coś złego z powierzchowności prawnika i z góry czuł się rozdraźniony, a gdy był rozdraźniony, wszystko go niecierpliwiło.
— Cóż tak patrzysz na tego chłopca, Hawisamie? — zawołał z gniewem — przez cały wieczór spoglądasz na niego w taki dziwny sposób... co to ma znaczyć? Wyglądasz dziś w rzeczy samej na zwiastuna złych wieści. Ale cóż te złe wieści mogą mieć wspólnego z lordem spadkobiercą?
— Nie myślę nużyć waszej Dostojności długą przemową — rzekł pan Hawisam — moje wiadomości tyczą się właśnie lorda spadkobiercy; a jeżeli są prawdziwe, to nie lord spadkobierca leży tu przed nami na sofie, tylko synek kapitana Errola, nie mający żadnego prawa do tego tytułu ani do spadku. W takim razie bowiem prawdziwy lord Fautleroy spadkobierca jest synem pana Bewisa, starszego brata kapitana, a drugiego z rzędu syna waszej Dostojności. Widziałem go, znajduje się wraz z matką w Londynie, w hotelu.
Hrabia pochwycił poręcz fotela obiema rękami, bladość śmiertelna pokryła twarz jego, na skroniach wystąpiły żyły nabrzmiałe, sine, w oczach miał wyraz przerażenia.
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.