go dziecka, musiał je pokochać. Pan Hobbes nie bardzo biegle rachował i często dobrze się namozolił, nim dodał bez omyłki wszystkie liczby w swoich księgach rachunkowych. Cedryk wielkie miał zdolności do wszystkiego, a w rachunkach szczególnie celował. Nieraz też kupcowi w zawiłych tych dodawaniach przychodził z pomocą. Ponieważ przytem lubił rozmowę o polityce, słuchał z zajęciem, jak kupiec rozprawiał o prezydencie, o rzeczypospolitej i sprawach krajowych, nigdy nie przeczył jego zdaniu, więc obaj zaprzyjaźnili się tak serdecznie, że gdy chłopczyna odjechał niespodzianie do Anglii, powołany do zajęcia tam wysokiego stanowiska lorda spadkobiercy, pan Hobbes nie mógł sobie dać rady bez niego, w życiu poczciwego kupca nastała wielka próżnia.
Nie odrazu wprawdzie dała mu się uczuć tak dotkliwie. W początkach pan Hobbes nie zdawał sobie dobrze sprawy z tego, co się stało; trudno mu było zrozumieć i uwierzyć, że Cedryk wyjechał na zawsze i nigdy nie powróci. Wydawało mu się to niepodobieństwem i wyobrażał sobie, że nie dziś to jutro drzwi skrzypną i na progu ukaże się chłopaczek w czerwonych pończochach, z rozwianemi jasnemi włosami, odrzuconym w tył kapeluszem i zawoła wesoło:
— Jak się ma pan Hobbes. A co tam słychać w dziennikach?
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.