mówić nie mógł hrabiemu; oddawna trudnił się jego interesami, sprzyjał mu zawsze, a teraz, gdy tyle ciężkich ciosów spadło na nieszczęśliwego starca, przejął się szczerem współczuciem dla niego. Hrabia nie robił tajemnicy przed zaufanym prawnikiem ze swoich rodzinnych przykrości. Wiedział pan Hawisam, że starsi synowie nie przynosili mu żadnej pociechy, nie pochwalał też wcale ożenienia najmłodszego z Amerykanką, gdyż podzielał uprzedzenia starca do Ameryki i jej mieszkańców i tak serdecznie nienawidził republikanów amerykańskich, jak pan Hobbes, kupiec korzenny, magnatów i hrabiów angielskich. A jednak tak jeden jak i drugi przedmiotu swej nienawiści nie znał wcale.
Jechał więc prawnik z niepokojem, nie wątpił, że młoda wdowa okaże się chciwą, interesowaną, że nie zadowolni się świetną przyszłością synka, lecz sama zechce używać bogactw i wynagrodzić sobie dotychczasową nędzę; gdyż w wyobrażeniu prawnika, któremu słowa starego hrabiego brzmiały w uszach, ta kobieta musiała być jakąś nędzarką. Przygotowany więc był na to, że go czekają różne niemiłe przejścia i targi, a tymczasem hrabia nie miał wcale zamiaru zbyt hojnie obdarzać synowej, chociaż dla dziecka musiał rad nie rad i ten ciężar znosić. Gdy karetka najęta zatrzymała się przed skromnym domem w zacisznej dzielnicy, pan Ha-
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.