Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

dził z tem zdziwieniem przy powitaniu; lecz pan Hawisam umiał się powstrzymać i tylko w głębi duszy, odrazu, na pierwsze wejrzenie, zmienił zupełnie przekonanie swoje o synowej hrabiego. W czarnej, gładkiej sukni, bez żadnej ozdoby, wyglądała na młodą panienkę, trudno było uwierzyć, aby mogła być matką dziewięcioletniego chłopczyka. Twarz jej piękna i niezmiernie miła miała wyraz łagodnego smutku, który jej nie opuścił od śmierci męża. Stary, doświadczony prawnik, umiał czytać w fizyognomiach ludzkich, wiedział on dobrze, iż taka twarz nie myli nigdy; dlatego też dość mu było rzucić okiem na matkę Cedryka, aby się zupełnie pozbyć swej obawy. Ta kobieta nie mogła być chciwą, samolubną; w tych rysach niewinnych, w spojrzeniu przejrzystem, malowało się tyle szlachetności, że prawnik uspokoił się zarazem i co do dziecka. Kapitan Errol był dzielnym, szlachetnym młodzieńcem, sam ojciec to przyznawał, żona jego okazała się podobną do męża, syn nie mógł się odrodzić od takich rodziców, p. Hawisam zaczynał wierzyć, że ten spadkobierca zaszczyt przyniesie rodowi.
Z lepszą tedy otuchą przystąpił do młodej kobiety i w zwięzłych słowach przedstawił jej całą sprawę i treść swojego poselstwa, a chcąc odrazu wyjaśnić rzeczy i usunąć wszelkie wątpliwości, położył bardzo wyraźny nacisk na to,