Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

ściana, po chwili dopiero odzyskała przytomność, zaczęła wykrzykiwać i grozić w sposób nieprzyzwoity.
I niedziw, że się widoku hrabiego przelękła. Sędziwy pan wszedł w milczeniu, nie witając jej ani jednem słowem, z głową dumnie podniesioną i wlepił w nią oczy z takim wyrazem obojętności i pogardy, jakgdyby oglądał jakieś złośliwe zwierzątko. Pozwolił jej krzyczeć, grozić, wygadywać, aż póki się nie zmęczyła i nie umilkła. Wówczas odezwał się z wielką stanowczością i powagą:
— Jeżeli pani jesteś rzeczywiście żoną mego syna, przedstaw dowody, a wówczas będziesz miała prawo za sobą i syn twój uznanym będzie za lorda spadkobiercę. Sądy rozstrzygną tę sprawę i rozstrzygną z pewnością sprawiedliwie. Gdy to nastąpi, otrzymasz pani dla siebie i dziecka utrzymanie przyzwoite; ale pamiętaj, że póki żyję, noga wasza w zamku nie postanie. Dość już na nieszczęście będzie tam waszego gospodarstwa po mojej śmierci.
A na zakończenie dodał:
— Syn mój Bewis piękny wybór zrobił, nie ma co powiedzieć.
I wyszedł równie spokojnie, jak wchodził.
W parę dni później pani Errol zajęta była jakąś robotą w swoim pokoju, gdy wbiegła służąca i oznajmiła jej gościa. Katarzyna, przy-