w jego umyśle w jakiś chaos nierozwikłany, zamęt, wir szalony, aż mu huczało w głowie. Wieczorem przychodził Dik, rozmawiali i naradzali się nad tem bez końca, po piętnaście razy powtarzając toż samo, udzielając sobie różnych uwag i spostrzeżeń, tak, że rozmowy ich zwykle późno w noc się przeciągały. Obaj z tych dziennikarskich opisów dopiero zrozumieli należycie, jak wysokie stanowisko zajmował hrabia Dorincourt, jakie ogromne posiadał dobra i dochody, w jakim wspaniałym zamku mieszkał. Cedryk wprawdzie opisywał to w swoich listach, lecz nie tak dokładnie i nie wywarło to na nich takiego wrażenia. Pan Hobbes nie potrzebował już teraz udawać się do dzieł specyalnych, aby się dowiedzieć, co to jest właściwie hrabia, magnat angielski. Im więcej o tym przedmiocie rozprawiali, tembardziej ubolewali nad tem, że te wszystkie bogactwa, zaszczyty, dostojeństwa, wysuwały się z rączek małego ich przyjaciela.
— Niepodobna — mówił dnia pewnego kupiec — ażeby się na to nie dało coś poradzić. Sam nie wiem co, ale należałoby radzić; przyjaciół nie godzi się opuszczać w potrzebie, czy są czy nie są hrabiami.
Na nieszczęście, darmo pan Hobbes i Dik poczciwy łamali sobie głowy, nic a nic poradzić tu nie mogli, musieli więc ograniczyć się na-
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/275
Ta strona została uwierzytelniona.