Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

Adwokat parsknął śmiechem:
— A gdzieżto miałeś sposobność takie znajomości porobić? — zapytał — czy w Londynie na przyjęciach u dworu, czy w Paryżu podczas wyścigów wiosennych?
Dik nie odpowiedział na te żarty, może ich nawet nie dosłyszał, tak był własnemi myślami zajęty; poskładał szczotki i inne przybory w szufladzie, gdzie je zwykle chował na noc dopiero, ale dziś widocznie miał jakąś ważną sprawę na głowie i musiał się oddalić niezwłocznie, przerywając robotę.
— Oj, znam ja tego ptaszka, znam tak, jak własną kieszeń. Zobaczymy, co to pan Hobbes na to powie — mruczał chłopak i w pięć minut poukładał przybory swoje w szufladzie; puścił się pędem do sklepu korzennego, a młody prawnik, nie otrzymawszy wyjaśnienia tak dziwnego postępowania, powiódł za nim zdziwionym wzrokiem.
Dik przybył wkrótce do sklepu. Pan Hobbes zdziwił się także niezmiernie, widząc go wbiegającego o tej porze; chłopiec nie miał zwyczaju zaniedbywać roboty w ciągu dnia, wieczorem tylko odwiedzał sędziwego przyjaciela, z rana zwłaszcza najwięcej miewał zajęcia, trzeba było ważnej bardzo przyczyny, aby się od niego oderwał. Kupiec zasypał go pytaniami, lecz chłopiec nie był w stanie odpowiedzieć, biegł tak