pani Millon, gospodyni zamkowej, ona umiała na pamięć imiona wszystkich osób, przedstawionych na portretach, znała nawet nazwiska malarzy, którzy portrety robili. Oprócz tego opowiadała z dokładnością największą dzieje tych panów i pań, dzieje niekiedy pełne wypadków nadzwyczajnych, zupełnie jak w powieściach lub bajkach. Zapoznawszy się lepiej z tą galeryą i osobami, przedstawionemi na owych portretach, pan Hobbes oglądał je raz po raz ze wzrastającem zajęciem i w końcu tak się w tych malowidłach rozmiłował, że nie mógł się oderwać od ich widoku. Wszystkie te osoby, jedynie dlatego, że należały do rodu Cedryka, przybierały w oczach jego cechy bohaterstwa i chwały.
Nieraz z gospody „pod Koroną Hrabiowską,“ gdzie mieszkał, przychodził do zamku na godzinkę poto jedynie, aby się napatrzeć na „przodków“ Cedryka. Nigdy się nie nudził w towarzystwie tych okazałych rycerzy i pięknych pań, którzy spoglądali na niego łaskawie z ram swoich złocistych.
— A wszystko to hrabiowie! powtarzał sobie w duszy — sami hrabiowie! I on będzie hrabią, tak jak i ci wszyscy!
Przyszło już bowiem do tego, że pan Hobbes stracił zupełnie dawniejszy wstręt do hrabiów i ich sposobu życia; jakkolwiek był człowiekiem silnych przekonań, tak bliski stosunek
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.