O! jakiż piękny był dzień urodzin małego lorda i jak go wszystko cieszyło serdecznie! Cały park przepełniony był drużyną wesołych gości, przybranych w suknie świąteczne, jasne, różnobarwne. Wszystko to uwijało się wśród zieleni drzew wspaniałych, a z wieżyczek zamku, z namiotów, ustawionych w parku, ażeby każdy mógł się posilić i wypocząć, powiewały prześliczne kolorowe chorągiewki. Mężczyzni, kobiety, dzieci, kto tylko żył w okolicy, śpieszył w tym dniu uroczystym na zamek, ażeby się nacieszyć widokiem małego lorda, którego ludność tutejsza już utracić miała, a teraz z uniesieniem witała na nowo, jako lorda spadkobiercę, przyszłego pana i dziedzica tych włości. A obok niego witano niemniej życzliwie i matkę, tę młodą, miłosierną panią, która tyle dobrego robić umiała niewielkiemi środkami i tak powszechną zjednała sobie miłość.
Sędziwy hrabia korzystał także w pewnej
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.
XXXVI.