czaju zadawać się z kupczykami. Złe towarzystwo zgubiło dwóch starszych synów hrabiego, poprowadziło ich na najgorsze drogi, a ojcu przyczyniło tyle zmartwienia. Prawdziweby to było nieszczęście, gdyby ten malec miał także skłonność wrodzoną do złego towarzystwa i już dziś przejął się gminnemi zwyczajami, które wykorzenić tak trudno!
Lecz obawy jego rozproszyły się w jednej chwili, gdy drzwi się otwarły i ujrzał wchodzącego Cedryka. Chłopczyk był niepospolicie piękny, a przytem dobrze ułożony, główkę nosił śmiało, patrzał prosto w oczy każdemu. Podobny niezmiernie do ojca, miał jednak ciemne oczy matki.
— Niema co mówić — myślał sobie w duszy pan Hawisam, przypatrując się uważnie chłopczynie, podczas gdy matka trzymała go w objęciach — taki spadkobierca nie przyniesie wstydu znakomitemu rodowi, nigdy w życiu nie widziałem milszego dziecka.
A głośno rzekł tylko poważnie:
— Więc to jest lord Fautleroy?
Cedryk nie spodziewał się, aby ktokolwiek zwracał na niego szczególną uwagę, więc uściskawszy matkę, zwrócił się do gościa i podał mu rękę, jak to czynił zazwyczaj z osobami, które kiedy niekiedy odwiedzały jego matkę. Potem odpowiadał śmiało i swobodnie na jego
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.