on się odezwał do mamy: Więc to jest lord Fautleroy? Mama mi potem wytłómaczyła, iż tytuł ten nosi spadkobierca, przyszły hrabia Dorincourt.
— Toż dopiero dziwowisko! — zawołał kupiec, a po chwili milczenia powtórzył po raz drugi — no, no, co za dziwowisko! — nie umiał inaczej wyrazić swojego zdumienia i wzruszenia.
Cedryk potwierdził skinieniem głowy, wyraz „dziwowisko“ wydał mu się zupełnie stosownym do okoliczności. Miał on dużo szacunku i przywiązania dla starego kupca, wierzył w jego rozum, w trafność zdania, uważał go za doskonałość w swoim rodzaju, stron ujemnych nie dopatrując wcale. Chłopczyna nie znał świata i ludzi, nie mógł więc robić porównań niekorzystnych dla przyjaciela. Widział wprawdzie, że kupiec, i w mowie, i w sposobie postępowania, znacznie się różnił od jego mateczki, ale to go nie bardzo dziwiło. Mateczka była panią, a panie nie mogą być we wszystkiem do panów podobne; ojca zaś dobrze nie pamiętał.
Po dłuższej chwili milczenia, Cedryk odezwał się znowu:
— Anglia musi być bardzo daleko.
— Po tamtej stronie Atlantyku — odpowiedział poważnie pan Hobbes.
— Otóż to jest najprzykrzejsze. Bóg wie kiedy się zobaczymy, gdy ja odjadę.
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.