Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż robić; najlepsi przyjaciele rozstawać się muszą czasami.
— A my oddawna jesteśmy w przyjaźni z panem, nieprawdaż?
— No tak, prawie od urodzenia twego. Miałeś podobno sześć tygodni, gdy po raz pierwszy ujrzałem cię na rękach piastunki.
— I pewnie panu nie przyszło na myśl wówczas, że ja będę hrabią. Toż kłopot, bo niema na to żadnej rady.
— Czy na pewno niema rady?
— Nie, mateczka powiada, że ojciec byłby bardzo za tem, gdyby żył. To wszystko właściwie jemu się należało, więc moim obowiązkiem jest zająć jego miejsce. Ale widzi pan, jeżeli już koniecznie muszę hrabią zostać, mogę przecież postarać się o to, aby być hrabią poczciwym, dobrym.
Dwaj przyjaciele długo o tych ważnych sprawach rozmawiali poufnie. Gdy pierwsze, gwałtowne wrażenie przeminęło, pan Hobbes nie okazywał takiego wstrętu, jakiego się po nim spodziewać było można, do nowego tytułu Cedryka. Usiłował widocznie zgodzić się z przeznaczeniem i przyszło mu to z łatwością. Pod koniec rozmowy był już zupełnie zrezygnowany. Zaczął też z wielkiem zajęciem rozpytywać chłopczyka o różne szczegóły, tyczące się jego wysokiego obecnego stanowiska; ten jednak niewiele mu