synka, zbliżyła twarz swoję do jego twarzyczki, zarzuciła mu ramiona na szyjkę i mówiła:
— Wszak wiesz, Cedrusiu, że hrabia jest twoim dziaduniem, rodzonym ojcem twojego ojczulka; ten dobry dziadunio kocha ciebie bardzo, bo stracił wszystkie dzieci i ty jeden pozostałeś mu na świecie. On pragnie twojego szczęścia, a że jest niezmiernie bogaty, może ci dać wszystko, czego zażądasz, spełnić każde twoje życzenie. Wyobraź sobie, że dał panu Hawisamowi mnóstwo pieniędzy dla ciebie, więc jeśli chcesz, możesz część ich wziąć zaraz i dać Brygidzie na zapłacenie komornego i kupienie najpotrzebniejszych rzeczy dla męża i dzieci. A co! nie spodziewałeś się takiej radości, nieprawdaż? — i na zakończenie złożyła pocałunek serdeczny na policzkach chłopczyny, zarumienionych nagle na wieść o tych bogactwach, spadających tak w porę. Cedryk przez chwilę spoglądał błyszczącemi oczyma, to na matkę, to na prawnika.
— Czy ja naprawdę mogę wziąć zaraz te pieniądze? — spytał wreszcie — i mogę je dać Brygidzie? Bo ona już odchodzi...
Pan Hawisam podał mu pięć sztuk złota. Cedryk chwycił je i pędem wybiegł z pokoju, a po chwili dał się słyszeć głos jego; nim jeszcze dobiegł do kuchni, już wołał radośnie:
— Brygido, Brygido, poczekaj! Oto masz pieniądze, zapłacisz komorne i zostanie na inne
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.