— Toż dopiero będzie różnica! O, różnica nielada!
Tymczasem nowe stanowisko lorda i spadkobiercy możnego hrabi coraz więcej przypadało do smaku Cedrykowi. Byle tylko objawił jakie życzenie, natychmiast było spełniane, a on korzystał z tego z taką prostotą i radością, że nieraz ubawił niezmiernie sędziwego prawnika. Ani się spodziewał umocowany hrabiego, jadąc do Nowego-Yorku, jakie sprawy przyjdzie mu załatwiać w tem mieście. Długo potem pamiętał przechadzkę, w której towarzyszył jego Dostojności na kilka dni przed wyjazdem do Anglii. Najpierw poszli w odwiedziny do Dika, następnie zatrzymali się obok przekupki, sprzedającej jabłka i tu Cedryk w zdumienie nieopisane wprawił staruszkę, oznajmiając jej krótko i węzłowato, że dostanie ciepłą chustkę, stragan z nakryciem od deszczu, piecyk żelazny i oprócz tego małą pieniężną zapomogę, która biednej kobiecie wydała się bogactwem nieobliczonem.
— Bo trzeba pani wiedzieć — mówił chłopczyk — że ja wyjeżdżam do Anglii, będę tam lordem i spadkobiercą hrabiego. Chciałbym przed odjazdem poradzić coś na to, ażeby panią tak nie łamało w kościach. Ja sam nigdy nie miałem łamania w kościach i nie rozumiem dobrze, co to znaczy; domyślam się jednak, że to musi
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.