Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz musiał zrozumieć Cedryk, gdyż odpowiedział z uśmiechem:
— Nie, nie, Diku, ja nie oszalałem. Pan Hobbes taksamo myślał zrazu, że straciłem głowę; a tymczasem to wszystko czysta prawda. Ja nawet z początku nie miałem wcale ochoty do owego lordostwa i hrabiostwa, ale teraz, dotknąwszy tego z blizka, widzę, że to niezła rzecz i jestem zadowolony. Obecnie dziadunio nosi tytuł hrabiego i powiada, wyobraź sobie, że chce mi dogadzać we wszystkiem. Dziadunio jest bardzo, bardzo dobry, chociaż hrabia, przysłał mi mnóstwo pieniędzy przez pana Hawisama i pozwolił ich użyć, jak mi się podoba.
Przy zakończeniu rozmowy, Cedryk wręczył Dikowi kwotę pieniężną, wystarczającą na zakupienie wszystkich przedmiotów, których tak gorąco pragnął: stolika, stołka, parasola, wybornych szczotek i zapasu szuwaksu. Dik sam obliczył, ile te skarby kosztować będą, ale Cedryk zmusił go potem do przyjęcia oprócz tego kilku dolarów, za które mógł kupić nowe ubranie, buty i czapkę porządną. Biedny chłopiec, tak samo jak i stara przekupka, niedowierzał zrazu swojemu szczęściu; nogi się pod nim chwiały, spoglądał na Cedryka osłupiałym wzrokiem, to znów przecierał sobie oczy w obawie, czy to nie sen piękny, z którego się rozbudzi za chwilę. Musiał jednak w końcu uwierzyć, gdy