Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

pociecha, że nie będę tu sama jedna pośród obcych.
I wyciągnęła drobną swą rączkę do poczciwej sługi, ta uścisnęła tę rękę w milczeniu, jakby pragnęła dodać otuchy biednej młodej pani, pojmowała bowiem dobrze, jak smutne było jej położenie w tym obcym kraju, pomiędzy obcymi ludźmi, którzy jej zabrać mieli jedyne dziecię.
Inne sługi z ciekawością wielką spoglądały na matkę i syna. Na zamku o niczem nie mówiono, tylko o nich, odkiedy się dowiedziano o zamiarach hrabiego i wyjeździe pana Hawisama. Służba znała dokładnie sprawy rodzinne pana. Nikomu nie było tajno, jak straszliwie gniewał się hrabia na najmłodszego syna za to, że się w Ameryce ożenił; ani jak wiele boleści przyczyniło mu postępowanie dwóch starszych. Z zajęciem przypatrywano się młodej kobiecie i pięknemu dziecku, a ponieważ nieznośny charakter starego hrabiego każdemu dał się we znaki, więc sługi zawczasu litowały się nad młodym spadkobiercą i szeptały pomiędzy sobą:
— Biedactwo! nie wie, co go czeka...
Nie miały o tem wyobrażenia, jakiego rodzaju dzieckiem był lord Fautleroy, przyszły hrabia Dorincourt. Wszedłszy do pierwszego pokoju, chłopczyk sam zdjął z siebie paltocik, bo nie był przyzwyczajony do tego, aby mu posługiwano, potem zaczął oglądać wszystko dokoła,