ściany pięknie malowane i zdobiące je rogi jelenie. Podobało mu się to niezmiernie, dotychczas tylko w miejscach publicznych widział takie wspaniałe salony.
— Kochańciu — rzekł wreszcie — to prześliczne mieszkanie, cieszę się bardzo, że będziesz miała taki piękny dom; taki piękny i duży!
Był to w rzeczy samej dom piękny i duży, zwłaszcza w porównaniu do skromnego mieszkania, w którem Cedryk przedtem przebywał. Katarzyna zaprowadziła ich do sypialnego pokoju. Wyglądał niemniej pysznie, ściany miał pokryte jasnym kretonem w kwiaty, na kominku płonął ogień wesoły, a przed kominkiem, na dywanie, spał śliczny kot angorski, zupełnie podobny do tego, którego Cedryk z żalem wielkim musiał zostawić w Nowym-Yorku.
— To gospodyni zamkowa, bardzo dobra pani, przygotowała tu wszystko na przyjęcie państwa — mówiła Katarzyna — i przyniosła tego kota, powiedziała, że to dla jego Dostojności; tak oni tu wszyscy nazywają naszego pana Cedryka. Ta gospodyni opowiadała mi różne rzeczy, ona tu jest od wielu lat na zamku, znała pana kapitana dzieckiem; był to, jak powiada, śliczny, miły chłopczyk, a później piękny młodzieniec, powszechnie kochany, bo dla każdego miał zawsze dobre słowo, nikim nie gardził. A ja jej na to odpowiedziałam, że kapitan zostawił chłop-
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.