został i nadal w niewiadomości co do przyczyn, które zmuszają go do rozłączenia się z matką. Pragnie ona, aby dziecko nie wiedziało, że to wynikło w skutek niechętnych uczuć waszej Dostojności dla niej. Pani Errol słusznie utrzymuje, że toby jaknajgorzej usposobiło małego lorda dla dziadka, bo jest gorąco do matki przywiązany. Wmówiła więc w syna, że są ważne, ukryte przyczyny tego rozłączenia, że jest dziś zamały, aby je mógł zrozumieć i potrafiła to wmówić. Pragnęła bowiem, aby żadna, najlżejsza chmurka nie zaćmiła pierwszych chwil spotkania waszej Dostojności z wnukiem.
Z pod krzaczastych brwi hrabiego strzeliła błyskawica, gdy oczy podniósł na prawnika.
— Co ty mi tu prawisz? Czy podobna, ażeby ona nie rozkładała skarg przed synem, aby mnie przed nim nie obwiniała?
— A jednak tak jest, mylordzie — rzekł pan Hawisam lodowatym głosem — mogę zaręczyć, że tak jest. Dziecko przygotowuje się do spotkania najczulszego, najlepszego dziadunia. Ma wysokie wyobrażenie o doskonałościach waszej Dostojności, których nikt w obec niego nie podawał nigdy w wątpliwość, a ponieważ, stosownie do otrzymanych poleceń, obdarzyłem go hojnie w imieniu dziadka, więc pod niebiosa wynosi wspaniałomyślność tego nieznanego dziadka.
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.