Nazajutrz późno już było po południu, gdy kareta, wioząca małego lorda wraz z panem Hawisem, wtoczyła się w długą aleję zamkową. Hrabia wydał rozkaz, aby chłopaczek przybył do niego na obiad, a z powodów, których nie raczył wyjawić nikomu, rozporządził także, aby mu nikt nie towarzyszył, nie chciał mieć świadków przy pierwszem spotkaniu. Pan Hawisam miał polecenie przywieźć go do zamku i natychmiast odjechać. Lord Fautleroy przez całą drogę ciekawie wyglądał z powozu i rozpatrywał się na wszystkie strony. Nic nie uszło uwagi jego: ani wspaniałość karety i zaprzężonych do niej szpaków, ani bogata, błyszcząca liberya stangreta i lokaja, ani herb z koroną, umieszczony na drzwiczkach; usiłował nawet odgadnąć jego znaczenie.
Gdy powóz zatrzymał się przed kratą parku, chłopczyk wychylił głowę przez okno, ażeby
Strona:F. H. Burnett - Mały lord.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.