łoskotem siekier. Padać poczęły masowo niebotyczne sosny. Rzucano je przez parowy i potoki, moszczono gałęźmi, przysypywano ziemią. Praca trwała ledwo przez dni cztery, od 17 do 21 października, a dała już taki rezultat, że popołudniu tego dnia kap. (dziś pułkownik) Haller mógł komunkiem — z batalionem 3 pułku — przejść do Rafajłowej. Ale znaczniejsze siły wymagały drogi nierównie lepszej, zwłaszcza wytrzymałych, długich mostów i serpentyn dla pokonania większych wzniesień terenu. Sama droga 3½ metra szeroka, w przeważnej swej części spoczywała na dźwigarach z wierzchu nakrytych belkami zaklinowanemi bantami. Moszczono ją z wierzchu gałęźmi, a to w celu lepszego oparcia dla kół armat i ciężkich wozów amunicyjnych i prowiantowych.
LEGIONÓW II.
Mostów było po stronie węgierskiej ogółem 14. Zaraz w pierwszym kilometrze musiano zbudować most długi na 40 metrów, oraz drugi mający metrów 20. Niektóre z nich były mniejsze, tak że przeciętna długość wahała się między 8—40 me-
10