cze ustronna kotlina z cichemi zapadłemi wsiami Zieloną i Rafajłową, stała się przytuliskiem żołnierza. Wznoszą się tutaj szczyty Doboszanki, Maksymca, Pantery, Rogodzy. Zbocza ich czarną opoką lasów okryte strzegą doliny, która rozchyliwszy się po obu brzegach rzki w formie strzemienia, przechodzi potem wązką gardziel, środkiem której biegnie szlak drogi, ku Nadwórnej. Piękny ten pejzaż mamy przed sobą. Pośród smreków dymią ogniska biwakowe, grupy żołnierzy otaczają je ruchliwym wieńcem. Cisza jednak, jaką opromienia widok, jest — złudzeniem. Czujemy ją tylko my, widzowie postronni. Ci, którzy tam oto zbiegli się u ognisk, słyszą niedalekiej huk bitwy. Idzie bowiem w czasie owym ofenzywa na Nadwórnę, a jednocześnie Rafajłowa tętni rozpaczną wrzawą.
Trwają nieustanne wypady z tego centralnego punktu defenzywnego, który — jeden jedyny w Galicyi wschodniej — nie widział nigdy Moskala.
HALLER
W RAFAJŁOWEJ.
Oto przed nami „żelazny mąż“ pułkownik Haller. Imię jego łączy się nierozerwalnie z — Rafajłową —