pogański, jak dziś kapitalizm, zagarnął dla siebie całą sztukę istniejącą, a dla uciskanych i prześladowanych miał tylko słowa wzgardy. Wtedy to, w onym czasie boju — sztuka puściła pęd bujny w ciemni katakumb. Zapał religijny wypowiedział się pieśnią. Pieśń, wieczna rewolucyonistka, płynęła na świat z tysiąca piersi, łkając ich bólem, opromieniając ich nadzieje, głosząc lepsze jutro. A pieśń bogaczy posłyszawszy ją bladła, konała... aż zamarła. Wtedy runął Rzym pogański.
I dziś z głębi katakumb nowożytnych, z mrocznych suteryn czarnych piekieł fabrycznych pieśń płynie. Inna jest, czerwona, mówi o szczęściu ziemi, jak tamta mówiła o niebie, bo zmieniła się epoka, zmieniło zło i zmieniło pożądanie dobra. Ale pieśń to ppotężna, głosi ona koniec niedoli, otarcie łez, miłość wszechludzką i drogę do coraz dalszego doskonalenia się.
Ta pieśń nasza starą jest, jak ucisk proletaryatu stary. Zawarła w sobie wszystko pożądanie piękna, cały lot w krainę sztuki. I zawsze tak było. Pieśń jest sztuką uciskanych, pieśń, to najpierwszy, najpowszechniejszy przejaw potrzeb estetycznych i najtrwalszy zarazem.
Ogień rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi spustoszą złodzieje,
Pieśń ujdzie cało!
By w inny sposób dawać wyraz swemu pożądaniu piękna, np. w malarstwie, rzeźbie, architekturze, trzeba w danem państwie i epo-