bo do nas należy przyszłość, bo powitać ją musimy, jako ludzie kulturalni, świadomi swych uczuć, swych celów, zarówno społecznych, jak artystycznych. W latach pięćdziesiątych powstał w Anglii człowiek niepośledniej miary, socyalista Wiliam Morris. W manifestach do ludu zwalczał obojętność na piękno w wykładach, z którymi jeździł po całym kraju, pouczał co jest pięknem i dlaczego.
Dziś już widzimy zaczątki sztuki robotniczej. Dość wskazać na domy robotnicze w Brukseli, Gandawie, Berlinie, Wiedniu, dalej teatry ludowe, gdzie grywane bywają doskonałe sztuki lub utwory muzyczne. Niespożyte na tem polu zasługi położył zmarły niedawno we Wiednniu Scheu i Charpentier w Paryżu. Prócz tego wyraźnie za rozkwitem sztuki mas robotniczych przemawiają mnożące się wciąż wydawnictwa artystyczne, budząca się poezya i malarstwo.
Lassalle w swej wielkiej mowie: „Nauka a robotnicy“, wykazał, że przez socyalizm lud święcił swe zaślubiny z wiedzą, gdyż socyalizm został oparty na zasadach naukowych. Podobnych zaślubin socyalizmu ze sztuką dokonał Morris, ów niezmordowany pracownik na niwie piękna, wierzący fanatycznie, że trzeba przygotować lud do tej wielkiej, potężnej sztuki, którą wyda komunizm.