Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

falował w wietrze proporzec królestwa, a od złotego jego ostrza spływała na dół czarna krepa.
Rycerstwo niosło zwłoki króla, który tej właśnie nocy zmarł ze starości. Umieszczone były w złotej łodzi krytej, blachą łuskową obitej i miały być wedle prastarego obyczaju puszczone na fale wraz z odpływem morza.
Na czele pochodu kroczyli biali młodziankowie, niewinni, prawie dziecięcego wieku, sposobiący się do tajemnic urzędu kapłańskiego, za nimi zaś połyskiwały rogate, w kształt poksiężyca[1] wycięte czapki wtajemniczonych stróżów arki.
Pochód dotarł do wybrzeża, utworzono olbrzymie koło, pośrodku niego ustawiono na ziemi pogrzebną łódź i rozpoczął się uroczysty obrzęd.

„Odpłyniesz oto zanim minie dzień i noc zapadnie,
Odpłyniesz, jako kropla w wielki zdrój wot swój,
Odpłyniesz, jako kropla w wielki zdrój
I spoczniesz kędyś TAJEMNICY na dnie...“

Tak zawodził chór śpiewaków.

Ledwo posłyszał te pierwsze słowa człowiek zwany przez tłum Istagogiem, zapadł w rozmy-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Najprawdopodobniej winno być półksiężyca.