Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek i niema z ludźmi nic wspólnego, jest samotny i dziwi się życiu.
— Skąd wiesz arcykapłanie? — zdziwił się Istagogos.
— Stare zapiski — odparł arcykapłan, — trochę obserwacyi ot i wszystko!
Długo milczeli obaj, a potem zapytał kapłan:
— Istagogu! Jestżeś ty owym samotnym posłańcem, który ma list dla ziemi, wieść, nakaz... którego nikt odczytać nie może?
Zapytany milczał.
— Dawniej — mówił dalej arcykapłan — nie poznawano owych ludzi i brano ich za wrogów, a przeto palono na stosach i krzyżowano. Oni zaś umierali ucząc miłości. Jeno w tej formie potrafili wypowiedzieć swe posłannictwo, przeto ich nie rozumieli ci, co dopiero do nienawiści dorośli. Dziś wszystkie serca czekają, by poseł otwarł usta, by przemówił. Wzmogła się strasznie tęsknota i nie masz już pośród nas zawistnych. Utonęło co złe we wspólnej wszystkim męce czekania.
Nagle w duszy słuchającego głos jakiś zawrzasnął:
— Nie prawda! Nie prawda! On kłamie! Nie wygasła nienawiść między ludźmi! Nie wygasła!
Zdumiał się Istagog i spojrzał nagle na arcy-