Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

określonym, w języku jawy. Echowe rozbrzmiały stąpania... Czas niósł coś poprzez nicość na ręku, niósł je w darze spragnionemu, zdziwionemu sercu.
I poczęło serce promienieć. Szło naprzeciw oblubieńca ze światłem miłości w ręku.
Wezbrało rzewnością wielką, ukochaniem dziękczynnem, łkającem uwielbieniem.
Pojmowało już teraz, na co się stała nicość.
Tak niezawodnie, tak niezawodnie.
Z dali szedł hymn:
„O Panie, o Panie,
Kędyż posłałeś nas wichry swoje?
Kędyż, na wielki bój płyniemy oto po ciemku, duchy ducha niosące, drogą przeznaczeń nie pisanych nawet w snach duszy człowieczej.
Jako oddech TWÓJ jest świat. Jako tchnienie TWE jawi się życie... i jako nicość jest gdy zechcesz, a wciągniesz w głąb swoją wszystkie zjawy, wszystkie znaki bytu.
Oddechem BRAHMY jest to co jest, a nic innego w przestrzeni“.
Serce otwarło się, jak kwiat lotosu i chłonęło objawienie.
Wnikało kołysane rytmem w tajniki stworzenia, przemógłszy formę poznania niedołężną,