— Precz z dachem! — wołano z dołu. — Niech go dyabli biorą!
— Protestujemy!
— Panowie! Wchodzę in medias res...
— Zrzucić dach!
— Panowie... pozwólcież... Komisya zbadała, że wprawdzie rzeczywiście dach Starego Domu...
— A widzisz pan... ha!
— Rzeczywiście wymaga pewnych... powiedzmy, ulepszeń... ale odrobina dobrej woli...
— Raczej nowych gontów!...
— Konopi wiecheć!...
— Dajcież mi mówić...
— Zgoła niepotrzebne... To sprawa architektów, nie polityków... precz z adwokatami! Gębą nie zatkasz pan dziury w dachu!
— Troszkę ufności! — błagał mówca.
— Absurd!
— Troszkę wiary w celową i troskliwą działalność rządu...
— Zrzućcież go raz z tej beczki!
— Tak... zrzućmy go! To dureń!
— Podaj się do dymisyi! Rząd Trupiej Czaszki nie może się utrzymać, odmawiamy mu zaufania!
— Tak nie można! Tak nie można! To jest terror! Głosujmy!... Głosować!
Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.