— W Starym Domu popłoch! Dziwią się, że pan się wyprowadził. Pytali mnie, z czego pan niezadowolony. Wydaje mi się, że oni się tego pańskiego postępku przelękli...
— Przelękli się? Cóż ja im mogę uczynić, ja lokator z poddasza?
— Poddasza i suteryny Starego Domu to najniebezpieczniejsze miejsca! — powiedział Milczek — Stamtąd wychodziły zawsze ideje... wie pan... ideje... a taka idea to gorsze, jak beczka prochu, to, powiadają, może wysadzić w powietrze Stary Dom.
— Niema obawy. Stary Dom dobrze jest pilnowany. Są żołnierze, są latarnie sygnałowe. Zresztą wszystkim, mimo rozlicznych narzekań, dobrze w Starym Domu. Pozatem, zważ pan tylko: wszak poza Starym Domem, jak mówią, niema wokół dosłownie nic, prócz ostępu leśnego, gdzie tajń i mroki, gdzie mieszkają straszliwe stwory niewidzialne, a mocne. Poza Starym Domem — powiadają — człowiek żyć nie może... rozumiesz pan... nie może!
— A jednak wyprowadziłeś się pan?
Błysło mi podejrzenie.
— Wysłano pana, widzę, drogi Milczku na przeszpiegi... co?
Zaprzeczył energicznie.
Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.