— Praca wznosząca ku anielstwu...
— Kara okropna...
— Za to, że uczynili swój dom nieznośnym...
Zamyśliłem się głęboko, potem zaś chcąc zmienić treść rozmowy, spytałem:
— Ale cóż pan radzisz uczynić z mojem ciałem?
— Użyjemy go do spełnienia czynu!
— Zginie?
— Naturalnie! Rzecz prosta! Każdy wielki Odnowiciel świata, ginął zawsze... Czyż mam wymieniać nazwiska...
— Tak, tak... to prawda. Ale widzisz pan, mimo owych odnowicieli, Stary Dom stoi, jak stał. Nie powiodło się widać żadnemu...
— Znowu szemat. Zastanów się pan! Czy to jest... pierwszy Stary Dom... człowieka? Nie... wcale nie. Spadło na miejsce, które zajmuje mnóstwo piorunów i szalały pożary ogromne... To jest tylko ostatni... Stary Dom, to jest ostatnia formuła poznania ludzkiego, dobra na dziś, zgoła nie przydatna na jutro. Nic nie jest trwałe, co tylko jest żywe... nie zapominaj pan o tem... nie zapominaj ani na chwilę!
Czułem zawrót myśli, niby czerwone fale przelewały się jedna w drugą. Czułem, jakby sen mój był jawą, z której przeszedłem w drugi
Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.