— Ach! Nikt mnie nie rozumie... nikt mnie nie rozumie.
Zdumiał się.
I nagle zebrawszy śliny... chciał plunąć we wodę.
Ale na czas wspomniał, że to nie dobrze...
— A widzisz! — rzekła mu woda. — A widzisz! Nie pluj we wodę, nie bluźnij wodzie... nie bluźnij wodzie... szanuj wodę... szanuj... a lepiej jeszcze staraj się zrozumieć, kto ja jestem... ja WODA.
— Ty jesteś złodziej! — powiedział.
I zdumiał się sam dźwiękiem swego głosu i tem, że mówi do wody, jak do żywej istoty.
— Nie prawda... nie prawda... mówisz jak cię nauczyła ta stara chałupa rozkraczona... jak cię nauczyła wieś... jak cię nauczył rozum ludzki... To wszystko nie prawda!
Tak mówiła woda z szumem.
— Mówię, jak naucza rozum... ba, a jakże mam mówić?
— A wiesz, kto tego rozumu nauczył ludzi i tę chatę i wieś całą... Wiesz kto nauczył ich tego rozumu?
— Nie... nie wiem... — odparł. I już się nie dziwił, że mówi do wody, jak do żywej istoty.
— Nauczył ich tego mój brat, CHLEB.
Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.