płynie prądem... może prześpi nawet chwilę podróży... A ty, rób!
Na płaczu cudzym, na łzach płynąć w Jutro? Poco?
Rzeką szedł, co rwała z gór nienazwanych.
Rzeką szedł i cierpiał, biorąc na siebie cały przeciwny prąd i całą świadomość, że to daremne, że kiedyś zostanie spostrzeżone i ustanie, taka rzecz, zgoła niepotrzebna.
Rzeką szedł w górę i czuł cały żal, że go teraz niema wysoko, wysoko na niebie.
Dorosły jestem, czuł tak. To się zwie: Pełnią sił!
I ledwo tak pomyślał, osłabł rozkosznie i nie mógł walczyć z prądem przeciwnym i nie mógł podnieść nogi.
Zdziwiony był i osłabły, prąd go znosił.
O jakże prędko! Dwa dni temu mijałem ten zakręt... idąc w górę rzeki...
Niosła go woda, tonął i dziwnie mu było:
— Zwyciężam! — myślał... Ginę! — myślał jednocześnie.
Podniósł oczy.
Brzegiem rzeki, pod prąd szła kobieta.
Szła obojętna cicha, szata za nią siwa wiała
Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.