Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.

ne, otóż w czasie odległym od chwili obecnej, żył na świecie mąż świątobliwy, którego Bóg umiłował. Chcecie wiedzieć, jak się nazywał? Trudna odpowiedź. Weźcie słońce, księżyc, gwiazdy, zwierzęta ziemi, stwory powietrza i morza, wielkie i małe, dalej weźcie człowieka wraz ze wszystkiemi jego radościami i troskami, z wszystkiem pięknem i szlachetnem, które się przezeń objawić może, zgromadźcie wszystkie wielkie myśli, jakie się narodziły od zarania czasów w duszach, wszystkie natchnienia poetów, artystów i filozofów, wszystkie modlitwy serc gorących i bogobojnych i utwórzcie z tego wszystkiego słowo, któreby streszczało w sobie rzeczy i sprawy, które wyliczyłem... a będziecie mieć imię świętego męża.
Posiadał szlachetne, miłujące cały świat serce. Człowiek taki jawi się na ziemi raz tylko w tysiącu lat, albo i rzadziej może jeszcze. Odczuwał każdy ból świata i brał udział w każdej radości jego. Nie było dlań stworzenia zbyt małego i zbyt niegodnego, nie było zbyt wielkiego i nieprzystępnego, nie było zbyt głupiego i dość wstrętnego. Wszystko co żyje otaczał miłością jednaką i pieczą miłośną. Istoty, które się naszym grubym zmysłom przedstawiają, jako pozbawione życia, znał i odczuwał w ich naj-