pokoleniom przez wieki i wieki zbliżyć mógłby królestwo szczęścia na ziemi.
A właśnie około tego czasu otrzymał z nieba znak, że wnet mu umierać przyjdzie.
Zasmucił się bardzo i poprosił o zwłokę.
— Zgoda! — powiedział Stwórca — Albo nie, zrobimy inaczej. Umrzesz, a mimoto pozostaniesz na ziemi. To będzie praktyczniej. Nie mogę przez ciebie opóźniać biegu świata. Oto tak będzie. Przez całe życie wskazywałeś ludziom drogę szczęścia. Uczynię, że będziesz ją wskazywał także i po śmierci. Ci, którzy zrozumieją, zaznają szczęścia.
— A ci, którzy nie zrozumieją? — spytał święty mąż.
— Ci, którzy nie zrozumieją będą cierpieć dalej, ale uczynię, że będą musieli, po wychyleniu czary bólu wracać do ciebie i będą musieli powtarzać to tak długo, aż wreszcie zrozumieją.
— Któż ich pouczy, że tak mają czynić? — pytał dalej święty.
— Polecę bogobojnemu mężowi, by się zjawił u ciebie dla nauki. Udzielisz mu swych wskazówek i on zastąpi twe miejsce na ziemi. Będzie żył lat sto...
— A gdy minie sto lat... przerwał święty.
— Za dużo żądasz! — zawołał Stwórca — Ale
Strona:F. Mirandola - Tropy.djvu/280
Ta strona została uwierzytelniona.